Strona główna » Spis treści » Dlaczego nie potrafię płakać? Moja historia

Dlaczego nie potrafię płakać? Moja historia

Dlaczego nie potrafię płakać? To zapytanie nie przestaje być najczęstszym jakie wpisujecie w wyszukiwarkę zanim traficie do mnie na bloga. W tym wpisie podzielę się moją osobistą drogą powrotu do większej wolności wyrażania emocji i do usunięcia blokady płaczu.

Kiedy pojawiła się u mnie blokada płaczu

Osobiście zatraciłam umiejętność wyrażania emocji przez płacz około 18-19 roku życia. Nie potrafię określić kiedy dokładnie, jednak pamiętam, że w tym okresie wczesnej dorosłości już nawet gdy przeżywałam bardzo silne emocje, nie płakałam, tylko dusiłam je w sobie.

Wcześniej płakałam bardzo dużo, bardzo często i bardzo tego nie chciałam. Gdy myślę o sobie w kontekście płaczu gdy miałam na przykład 13, 14 czy 15 lat, to pamiętam, że nocami płakałam godzinami i było to dla mnie przykre doświadczenie. Bardzo mnie bolała później głowa, czułam, że to mnie przytłacza i że ten płacz jest bardzo nieprzyjemny. Czułam, że chcę się pozbyć tego cierpienia psychicznego, które ten płacz wywołuje i zaczęłam je utożsamiać z samym płaczem. Rozwiązanie na miarę mojej ówczesnej dojrzałości: nie ma płaczu, nie ma cierpienia.

Myślę, że w tamtym okresie (13-15 lat) nie byłam jeszcze fizycznie zdolna do tłumienia emocji, choć bardzo się starałam i gdy przekraczały punkt krytyczny zalewały mnie. Miałam bardzo często, bardzo przykre sytuacje w domu, które właśnie w ten sposób działały (przekraczały moją odporność psychiczną w tamtym okresie) i skutkowały płaczem, za który zresztą byłam besztana, wyszydzana i wyśmiewana: nie udawaj, nie rób z siebie sierotki marysi, ojoj krokodyle łzy, płaczem nic nie wymusisz, nie jest mi Ciebie szkoda i tym podobne. Działo się tak nawet gdy płakałam sama dla siebie w pokoju, przez co starałam się jak najbardziej ukrywać fakt, że potrzebuję płaczu i robić to jak najciszej – chowając się pod kołdrą w nocy i tym podobne.

W tamtym okresie starałam się wytrzymywać ile mogłam i odpierać „na sucho” te sytuacje z którymi przyszło mi się mierzyć w domu rodzinnym, a moment w którym nie wytrzymywałam i się rozklejałam postrzegałam jako moment „pokonania mnie”, w którym byłam jeszcze gorzej traktowana, wyszydzana, wyśmiewana i oskarżana o manipulację i nieszczerość. Czułam się wtedy bezbronna i traktowana jak zabawka, miałam wrażenie, że mój rodzic celowo dąży do momentu, kiedy mnie „złamie” i czerpie satysfakcję z mojej niemocy i bezbronności, mogąc w końcu triumfować nade mną i bawić się moim stanem, szydząc z niego i podważając jego autentyczność.

Moje powody dlaczego nie potrafię płakać

Takie moje osobiste doświadczenie, spowodowało, że gdy tylko osiągnęłam wystarczającą dojrzałość układu nerwowego, by tłumić tą reakcję płaczu, zaczęłam to robić i unikać rozklejenia się za wszelką cenę. Płacz mi się kojarzył z:
– byciem pokonaną
– byciem wyszydzaną i upokarzaną
– z bardzo silnym bólem psychicznym, który mnie zalewa/rozrywa (nie mogę go pomieścić w sobie)
– bardzo silnym bólem głowy i nieprzyjemnymi odczuciami fizycznymi po długim, wyczerpującym płaczu
– byciem słabą
– byciem nie dość dobrą / silną

Przez lata, a nawet przez dekadę, mojej blokady płaczu nie postrzegałam jako coś kłopotliwego, tylko jako coś co mi służy. Wykształciłam tą umiejętność w celach samoobrony i w ten sposób z niej korzystałam. Uważałam się za osobę silną i nie do złamania. Z czasem przestałam być świadoma gdy coś mnie zasmucało, czy powodowało cierpienie, tylko doświadczałam nawracających epizodów depresyjnych i stanów niezróżnicowanego „pobudzenia” lub „przygnębienia” emocjonalnego. W psychologii powstał nawet termin na nieumiejętność nazywania i rozróżniania emocji i nazywa się to aleksytymią.

W całym tym tłumieniu płaczu i smutku, jedynym problematycznym zachowaniem było to, że reagowałam na przykre i przygnębiające wiadomości, informacje lub rozmowy głupkowatym uśmiechem / powierzchowną wesołością, które były poza moją kontrolą i nie mogłam tego zmienić. Wtedy jednak jeszcze nie wiedziałam, że jest to efekt całkowitego wyparcia i wytłumienia naturalnej reakcji smutku i płaczu i automatycznym zastąpieniem jej uczuciem przeciwnym. Bardzo mnie uderzyło, kiedy w książce Aleksandra Lowena, przeczytałam myśl apropo tłumienia emocji i sprawowania nad nimi „kontroli”, że jeśli jest mi smutno, ale nie mogę wybrać czy teraz płaczę, czy nie płaczę, czy wyrażam autentyczny smutek, czy wesołość to znaczy, że nie sprawuję żadnej kontroli nad tym aspektem siebie, tylko jestem kontrolowana. To trafiło w sedno mojej iluzji o „kontrolowaniu” emocji i byciu silną.

Mój potężny kryzys psychiczny

W 2019 roku (będąc po kilku latach terapii poznawczo-behawioralnej i terapii schematów) przeszłam przez bardzo silny kryzys psychiczny (opisałam go w tym wpisie), w wyniku którego się otrząsnęłam i uświadomiłam sobie w jak fatalnym stanie psychicznym się znajduję. Zaczęłam szukać nowych dróg uzdrowienia psychicznego, które wiodły przez kontakt z ciałem i emocjami. Na terapii na jaką uczęszczałam (poznawczo-behawioralnej i schematów) z moją psychoterapeutką Natalią Orzechowską (polecam tą Panią do pracy terapeutycznej na poziomie myśli) zrobiłyśmy masę roboty na poziomie myśli i głowy, trochę udało się nauczyć rozróżniać stany emocjonalne jakie tłumiłam, ale w ciele dalej kłębiła się cała ta energia emocji, które potłumiłam i trzymałam w sobie „nie dając się złamać” i „będąc niewzruszoną”.

Tak natrafiłam na książki Aleksandra Lowena (zaczęłam od Depresja a ciało), TRE (przeczytaj też: Zrzucanie napięcia, otrząsanie się z emocji – co to jest TRE ®?), ćwiczenia, które pomagały mi się zrównoważyć: yin jogi i qi-gong (taka medytacja przez powolny ruch ciała i synchronizowany z ruchem oddech). To były moje narzędzia powrotu do własnego ciała i do rozwikłania emocjonalnego poplątania w sobie.

Pod wpływem książek Aleksandra Lowena zrozumiałam i uświadomiłam sobie jak ważne, potrzebne i zbawienne dla zdrowia psychicznego jest wewnętrzne przyzwolenie do wyrażania wszystkich emocji, również tych okrzykniętych jako negatywne: złość, smutek, żal, zazdrość.

Początek pracy z ciałem, emocjami i uwalniania emocji

Aleksander Lowen bardzo dużo miejsca poświęca samemu aktowi płaczu, jako doskonałemu, wbudowanemu nam przez naturę, mechanizmowi uwalniania napięcia emocjonalnego z układu nerwowego i wracania do równowagi emocjonalnej. Również w świetnych książkach dla DDA i DDD (dorosłych dzieci alkoholików i dzieci rodzin dysfunkcyjnych) autorzy (Charles Whitfield i Robert Ackerman) podkreślali istotę przeżycia własnego procesu żałoby i opłakania przykrości jakich doświadczyliśmy ze strony innych, by móc pójść do przodu i zaleczyć stare rany.

Szukanie odpowiedzi na pytanie dlaczego nie potrafię płakać

Od tego czasu zaczęłam dostrzegać potrzebę uzdrowienia siebie przez płacz, jednak po ponad 10 latach całkowitego tłumienia najmniejszego odruchu płaczu, stanęłam przed problemem: dlaczego nie potrafię płakać. „Nie chcę, ale muszę„, które było moją bolączką w okresie dorastania, zamieniło się w „chcę, ale nie potrafię„.

Przez kolejne 3 lata „pracowałam” nad sobą, by uwolnić tą zdolność wyrażenia smutku i żalu przez ten naturalny mechanizm płaczu. Postępy w tej dziedzinie powiedziałabym, że były żółwie. Zaczęłam mieć świadomość tej potrzeby, którą początkowo odbierałam jako dojmujący smutek, który trudno było mi wytrzymać, ból w klatce piersiowej, bycie boleśnie uwięzionym w ciele (coś się chciało wyrwać, ale nawykowe napięcia zaciskały to we mnie, co powodowało te wrażenia bólu i blokady).

Strach przed płaczem i odrzuceniem

Tak bardzo miałam wdrukowany strach przed płaczem, że nawet jak czułam, że potrzebuję (bo sobie nazbierałam, natłumiłam i ciśnienie w środku ciała na płacz było spore), wiedziałam, że mam warunki (np. jestem sama w domu), to miałam irracjonalny lęk, że ktoś mnie usłyszy i będzie ze mnie brutalnie szydził. Tak działa uwewnętrznienie okoliczności w jakim dorastaliśmy jako dzieci do wewnętrznych mechanizmów, które nas pilnują, choćby warunki zewnętrzne się zmieniły. To był oczywiście mechanizm obronny, który dobrze i skutecznie mnie chronił w moim środowisku rodzinnym. Tylko, że to co dawało mi ograniczenie doświadczanego bólu w moim środowisku rodzinnym, zniewalało mnie i dostarczało mi bólu jako dorosłemu, wolnemu człowiekowi.

Irracjonalne „powody”, by blokować płacz

Ja nie byłam w stanie racjonalnie w żaden sposób wytłumaczyć mojego lęku przed płaczem, ale on był żywy w moim ciele i na myśl o tym, że miałabym zapłakać, od razu uruchamiała mi się reakcja paniki, że np. sąsiedzi to usłyszą i będą się ze mnie śmiać i szydzić, zainteresują się tym i przyjdą, że mąż i dzieci przestaną mnie kochać i mnie odrzucą, odejdą ode mnie, zostawią mnie samą. Wiedziałam, że to jest irracjonalne, ale to tylko umysł gorączkowo szukał „wyjaśnienia” dla emocjonalnej prawdy, która została zamrożona w moim ciele i była świadectwem moich doświadczeń w środowisku w którym żyłam jako dziecko i nastolatka.

Blokada płaczu – mechanizm obronny

Mój mechanizm obronny blokady płaczu działał dobrze, robił to co miał robić – chronił mnie przed odrzuceniem i zranieniem. Mechanizm nie analizuje niuansów sytuacji i nie zastanawia się, tylko działa na zasadzie automatu. Musiałam się powoli nauczyć, malutkimi kroczkami, że ten mechanizm nie jest już tak bardzo potrzebny jak kiedyś i mogę sobie tą śrubę troszkę poluzować bez przykrych konsekwencji.

Tak naprawdę trwałam w takim stanie patowym, aż do mojego szkolenia na Providera TRE (tutaj przeczytasz: Kim jest provider TRE ®?). Na tym szkoleniu uświadomiłam sobie, że równie mocno jak przez te 3 lata CHCIAŁAM się odblokować na płacz, równie intensywnie walczyłam z tym i się broniłam przed tym, co było poza moją świadomością. Tylko to powodowało, że przez te 3 lata moja wolność w zakresie wyrażania smutku i płaczu zmieniła się w mojej ocenie kosmetycznie i dalej męczyła mnie blokada płaczu.

Z początku bałam się płakać ponieważ:
– bałam się, że będzie mnie strasznie bolała głowa
– bałam się, że jak zacznę, to nie przestanę przez tydzień
– bałam się, że płacz mnie pochłonie i unicestwi
– bałam się odrzucenia, wyszydzenia i porzucenia gdy pozwolę sobie na odrobinę „słabości” w postaci płaczu

Postrzegałam płacz w kategoriach wszystko albo nic. Zaczęłam sobie wręcz tworzyć presję na ambitne uwalnianie napięcia przez głęboki, wstrząsający płacz i mieć do siebie pretensje, że tego nie umiem zrobić. I oczywiście faktem jest, że nosiłam i być może wciąż noszę w sobie ładunek stłumionych emocji, który byłby adekwatny do takiej reakcji. Na moim szkoleniu na TRE Providera zrozumiałam, że to nie musi być takie wszystko albo nic. Zrozumiałam, że mogę naprawdę milimetrami negocjować z moim ciałem i moimi lękami.

Zrozumiałam, że nie muszę od razu wywalać z siebie wszystkich bebechów, że skoro przez tyle lat nosiłam w sobie to wszystko, to mogę nosić w sobie dalej, tylko o jedną łzę mniej. O jeden grymas smutku mniej. Że mogę powoli, w swoim tempie, tworzyć przestrzeń w sobie na bycie z moim smutkiem i oswajać się z nim, poznawać się na nowo. Wszak nie widzieliśmy się ponad 10 lat. Nic dziwnego, że nie wpadamy sobie od razu w ramiona, tylko jest dystans i nieufność.

Moment przełomowy z uwalnianiem blokady płaczu

W mojej drodze do zrzucenia z siebie blokady płaczu przyszedł taki moment, że strasznie bolała mnie głowa przez 3 dni. Ból bardzo podobny, wręcz identyczny jak ten, który pamiętam z moich maratonów płaczu w okresie dorastania. Bardzo cierpiałam przez ten ból głowy. I sobie myślę – mam ból głowy, którego tak się bałam przez te wszystkie lata, ale nie mam płaczu, jestem uwięziona w sobie i sucha. Emocjonalnie już się pogodziłam z tym, że jak będę płakać to nie zostanę porzucona i przestałam się tak panicznie bać tego porzucenia i osamotnienia. I zaczęłam płakać.

I wcale nie było tak jak tego się bałam, że od razu to mnie zaleje, że nie będę mogła tego kontrolować, że będę płakać tak głęboko i tak żałośnie, że usłyszy to całe moje osiedle.

Płacz, który przyszedł był przyjemny i rozluźniający

Było mi trudno płakać. Po 10 latach tłumienia płaczu, moje ciało, mój mechanizm płaczu, był zardzewiały. Był to płacz zdławiony, bo nie byłabym w stanie głośniej wyrazić tego swojego smutku. Ale przyniosło mi to ulgę. Pamiętałam płacz jako niezwykle bolesne doświadczenie, ale ten płacz, który do mnie przyszedł teraz, był przyjemny i rozluźniający. To było ożywcze doświadczenie. I nie trwało tydzień pod rząd. Mimo tego, że wiedziałam i wiem, że noszę w sobie dużo, nie byłam w stanie płakać długo. Trochę popłakałam i przyniosło mi to ulgę w okropnym bólu głowy, którego doświadczałam.

Po tamtym doświadczeniu dalej „flirtuję” z moim wewnętrznym zakazem płaczu i jednoczesnym pragnieniem, by odzywać wolność i prawo do tej ludzkiej ekspresji. Zauważam, gdy się pojawia ta potrzeba (co wcześniej było wycięte kompletnie z pola świadomości). Zaczęłam łapać ten moment gdy oczy zaczynają mnie „szczypać”, gdy wzbiera mi w klatce piersiowej smutek. I wtedy zauważam automatyczną reakcję stłumienia tego odruchu i sobie myślę – ok, w tym momencie tak właśnie mam.

Pojawiła się w ciele potrzeba płaczu, mimo, że nie ma teraz żadnej obiektywnego powodu. Szukanie i podważanie mojego prawa do płaczu nawet gdy miałam obiektywne, bieżące i bardzo dobre powody to była treść mojego wychowania, więc nie tak prędko się pozbędę tego szukania powodów. Uczę się sobie mówić, skoro pojawiła się ta potrzeba, to widocznie powód jest. Być może coś w bieżącej chwili mojemu ciału się skojarzyło z czymś, czego doświadczyłam jako dziecko, nie dałam sobie okazji jeszcze tego opłakać i ja tego nie pamiętam. Ale ciało pamięta i zareagowało adekwatnie. Ok. Ma(m) prawo.

Czy ja teraz mogę sobie pozwolić na ten płacz? Jeśli nie – bo na przykład jestem w niesprzyjającym kontekście społecznym i nie chcę – to nie. Na tym polega wolność dorosłego człowieka, że mogę wybrać kiedy chcę puścić emocje, a kiedy je w sobie przechowam. Tak samo jak postępujemy z innymi płynami fizjologicznymi ;-). Jednak tak jak w końcu musimy pójść do tej toalety się wysikać, nawet jak się z tym wstrzymamy godzinę czy dwie, tak samo w końcu musimy puścić te łzy i się wypłakać – choć jak widać na moim przykładzie osobistym, emocje możemy trzymać w swoim ciele latami, a może nawet dekadami. Jeśli z kolei jestem w kontekście w którym mogłabym zapłakać, to co by się stało, jakby ta łza mi skapnęła? Czy mogę sobie na to pozwolić? Tak? Ok, to spróbujmy. Nie? Ok, to ciekawe, co jeszcze mnie przed tym blokuje.

Szacunek i łagodność dla siebie

Na tym polega szacunek i łagodność wobec procesu ciała, jakiego uczymy się na TRE. Istotą jest uważność i szacunek dla pamięci i mądrości ciała, ale też dla chwili obecnej. Pogodzenie się z chwilą obecną – co mi teraz wolno. Na moment obecny nie wolno mi płakać. To jest dla mnie za trudne, budzi moje mechanizmy obronne. Nie muszę funkcjonować w myśl zniekształcenia poznawczego „wszystko albo nic”. Albo nie płaczę w ogóle, nigdy, albo płaczę jak bóbr. Może mogę uronić jedną łezkę albo dwie? Co wtedy się stanie? Może mogę chwilę sobie pozwolić uwolnić, to co ciało teraz chce uwolnić i za chwilę znowu się zamknąć?

Blokada płaczu – napieranie wielkiej wody na tamę

Gdy tłumiliśmy emocje w swoim ciele latami lub dekadami, wrażenie jakie możemy mieć, to wrażenie napierania ogromnej ilości wody na tamę. Tama trzyma, ale jedno pęknięcie i popłynie razem z wodą. Przez to bardzo się boimy „uwolnić” troszkę emocji, bo boimy się, że popłyniemy na całość.

W pewnym sensie jest to trafne wrażenie, ponieważ emocje mają w ciele „właściwość” podobną do wody – płyną w ciele wraz z płynami fizjologicznymi (np. krwią w ciele – przy wstydzie krew napływa do twarzy powodując zaczerwienienie, w złości z impetem uderza do głowy i ramion, w strachu odpływa powodując blednięcie). Z kolei tama to są napięcia naszych mięśni, którymi wstrzymujemy fizyczny, ekspresyjny przejaw danej emocji. Np. czujemy złość, ale tłumimy chęć krzyku i grożenia pięściami, czujemy złość, ale tłumimy chęć szlochu. Gdy uważnie się poobserwujemy, zauważymy, że robimy to przez napinanie mięśni, które są odpowiedzialne za wyrażanie danej emocji.

W moim odczuciu w takim przypadku pomaga ogólne obniżenie „napięcia” i ciśnienia wewnątrz ciała. Nie zajmowanie się uwalnianiem emocji kiedy już kipi nam tak, że zaraz nam zrzuci pokrywkę i musimy naprawdę walczyć, by utrzymać tą tamę na miejscu. To nie jest najlepszy moment. Najpierw zajmijmy się obniżeniem poziomu wody, która napiera na tą naszą „tamę”. Jak to zrobić? Jak obniżyć ogólne napięcie i ciśnienie w ciele? Regularny sport, relaks, spacery, rozmowy z bliskimi, zaufanymi osobami wydają się skutecznymi narzędziami. W takich warunkach, gdy jesteśmy w umiarkowanie stabilnym stanie, możemy zająć się przyglądaniem się i uwalnianiem tych emocji po troszku, bez strachu, że nas zaleją i na tyle na ile czujemy się bezpiecznie i dobrze w danym momencie.

Na blogu mam jeszcze dwa wpisy na temat blokady płaczu i problemów z wyrażaniem smutku:
„Nie potrafię płakać”. Stłumione emocje i wstyd przed łzami
Nie potrafię płakać – dlaczego?

Wybrane treści dostępne w Strefie Czytelnika, które mogą Ci się spodobać:

Więcej bezpłatnych treści: 

Moje social media:
Instagram @higienamyslenia
Facebook @higienamyslenia

Źródła:
Charles Whitfield, Zadbaj o swoje wewnętrzne dziecko. Wsparcie dla DDA i DDD, Feeria 2021
Robert A. Ackerman, „Wyrosnąć z DDA. Wsparcie dla dorosłych córek alkoholików”, Feeria 2020
Aleksander Lowen, Depresja, a ciało, Czarna owca
Aleksander Lowen, Przyjemność, Czarna owca
Zdjęcie autorstwa Jan Tinneberg, Unsplash

Click Here
Modal img
Cześć! Mam dla Ciebie jednorazową ofertę

Oferta jest aktywna przez 15 minut ;-). Moja propozycja:

⚡ Natychmiastowy dostęp do ponad 100 zamkniętych artykułów
🛍️Mini Kurs Potrzeby Wewnętrznego Dziecka za 67zł 0zł
✒️ 25 stron materiałów PDF do pobrania za 67zł 0zł
📧 Co tydzień jeden tekst do poczytania na Twojej skrzynce mailowej
🔐 Dostęp do zamkniętej grupy na Facebooku
🌻 Rezygnacja w dowolnym momencie

✒️🔓

Ten wpis należy do kategorii Treści Otwartych na moim blogu, czyli treści, które udostępniam dla wszystkich zupełnie bezpłatnie.

Strefa Czytelnika to ponad 100 merytorycznych, opartych na źródłach i napisanych lekkim piórem tekstów. Każdy tekst to wynik wielu godzin poświęconych na czytanie, doświadczenia własne z terapii i szkoleń oraz na koniec około 4 godziny pisania samego tekstu.

Dołącz do Strefy Czytelnika korzystając ze specjalnej oferty z bonusami:

Dołącz do Strefy Czytelnika

lub poczytaj pozostałe bezpłatne treści

⚡ Otrzymujesz natychmiastowy dostęp do ponad 100 artykułów
🛍️ Mini Kurs Potrzeby Wewnętrznego Dziecka za 67zł 0zł
✒️ 25 strong PDF materiałów do pobrania za 67zł 0zł
🍀 Rezygnacja w dowolnym momencie