eksperyment Milgrama
Strona główna » Spis treści » Skłonność do posłuszeństwa, a krzywdzenie innych. Eksperyment Milgrama

Skłonność do posłuszeństwa, a krzywdzenie innych. Eksperyment Milgrama

Jeśli zastanowimy się chwilę, na czym od dekad, a być może i stuleci, polega wychowywanie dzieci, odpowiedź wydaje się prosta. Uczymy dzieci posłuszeństwa. Posłuszeństwa wobec rodziców, nauczycieli, autorytetów oraz innych ludzi. Ignorowania ich własnej natury, uczuć i pragnień. Zamiast tego mówimy: Bądź grzeczną dziewczynką, grzecznym chłopcem, zachowuj się, rób co Ci karzę, postępuj zgodnie z poleceniami, nie buntuj się, nie zadawaj pytań, „nie pyskuj”.

Wydaje nam się, że tak tworzymy świat, który jest dobry, ludzie ulegli i mili, ustępujący sobie nawzajem i potrafiący współpracować. Czy jednak to na pewno takie są efekty wychowania w uległości? Czy podporządkowywanie się i uległość wobec drugiej osoby to naprawdę jest zdolność do współpracy? Kto nam to w ogóle powiedział? Czy świat złożony z posłusznych jednostek jest wolny od cierpienia i zadawania sobie krzywd? Rozpoczynając tą serią pytań otwartych, przejdźmy do słynnego eksperymentu Milgrama.

Stanley Milgram, amerykański psycholog społeczny, zasłynął z przeprowadzenia kultowego eksperymentu posłuszeństwa wobec władzy w 1963 roku. Milgram chciał sprawdzić jak daleko sięga programowana od najmłodszych lat konieczność posłuszeństwa i uległości wobec autorytetów. Był przekonany, że u większości ludzi potrzeba podprządkowania się będzie silniejsza niż ich zasady moralnego i etycznego zachowania. By udowodnić swoją tezę zaprojektował pomysłowy eksperyment, który jest obecnie omawiany na studiach psychologicznych na całym świecie.

Eksperyment Milgrama miał na celu zbadać siłę posłuszeństwa wobec autorytetów

Konstrukcja eksperymentu

Liczba osób badanych:
40 mężczyzn w wieku 20-50 lat

  • 15 z nich to wykwalifikowani i niewykwalifikowani robotnicy
  • 16 z nich to przedstawiciele handlowi oraz przedsiębiorcy
  • 9 z nich to przedstawiciele wolnych zawodów

Stanley Milgram chciał badać posłuszeństwo wobec autorytetu. Nie mógł badanym wyjawić zamiaru eksperymentu, ponieważ wtedy najprawdopodobniej ludzie postępowali, by w taki sposób, by wyjść na etycznych i odpornych na naciski „podstępnego” autorytetu. By tego uniknąć, badani byli informowani, że eksperyment ma na celu badanie wpływu kary na uczenie się, a badani losowali rolę nauczycieli wymierzających kary (elektrowstrząsy) za każdym razem gdy uczeń się pomylił.

Uczestnicy eksperymentu:

  • Aktor grający autorytet nadzorujący eksperyment – profesjonalnego i stanowczego pracownika uniwersytetu Yale na którym odbywał się eksperyment
  • Aktor udający „ucznia” poddawanego karom – uczeń nie otrzymywał prawdziwych elektrowstrząsów, ale udawał, że je otrzymuje
  • Badany, nieświadomy celu eksperymentu, który „przypadkiem” wylosował rolę nauczyciela, który wymierza kary – elektrowstrząsy o rosnącej sile

Przebieg eksperymentu:

Badani zostali poinformowani, że:

  • Otrzymują zapłatę za udział w badaniu za samo przyjście do laboratorium, bez względu na przebieg eksperymentu
  • Eksperyment ma na celu badanie wpływu kary na uczenie się
  • Zadaniem badanego będzie powtarzanie uczniowi ciągów słów do zapamiętania oraz aplikowanie elektrowstrząsów gdy popełni błąd
  • Elektrowstrząs nie boli, zaaplikowano badanym najniższy poziom elektrowstrząsu, by zademonstrować, że to nie boli
  • Zadaniem badanych będzie zwiększanie siły elektrowstrząsu o 15V z każdą pomyłką ich ucznia

Na oczach badanych podłączono do krzesła elektrycznego ich ucznia (który był aktorem w tym eksperymencie). Nie pominięto żadnych detalów, łącznie ze smarowaniem elektrod maścią, wszystko wyglądało bardzo realistycznie.

Odpowiedzi i reakcje aktora były wcześniej ustalone przez badaczy i identyczne przy każdym kolejnym badanym. Aktor, który grał rolę ucznia, gdy otrzymywał elektrowstrząsy reagował krzykiem i dyskomfortem oraz informował, że ma problemy z sercem. Przy 300V zaczynał walić głową w ścianę i żądać natychmiastowego wypuszczenia z eksperymentu. Powyżej 300V milkł i wiotczał zupełnie.

Zwątpienie i pytania u uczestników

Większość badanych w trakcie eksperymentu pytała towarzyszącego im eksperta o to, czy mają kontynuować. Otrzymywali wtedy odpowiedzi o narastającej stanowczości i surowości:
„Proszę kontynuować”
„Eksperyment wymaga, żebyś kontynuował”
„Jest absolutnie koniecznie, abyś kontynuował”
„Nie masz wyboru, musisz iść dalej”

Pomiarem posłuszeństwa w badaniu była siła elektrowstrząsu, do której dopuścił się badany w eksperymencie karania za błędy. Ponieważ było 30 dźwigni (siła wstrząsu od 15V do 450V) każdy z badanych mógł uzyskać od 0 do 30 punktów.

0 oznaczałoby, że nie użył ani razu elektrowstrząsu, by ukarać człowieka za błędne powtórzenie par słów, a 30 oznaczałoby, że użył śmiertelnego elektrowstrząsu 450V by ukarać człowieka, za błędne powtarzanie par słów.

Ile procent badanych podało człowiekowi silne elektrowstrząsy?

Jak myślisz ile osób, było skłonnych podać drugiemu człowiekowi silne elektrowstrząsy, by go ukarać za błędne odpowiedzi, gdy byli pod presją autorytetu, by to robić?

Milgram równolegle zapytał studentów wyższych lat psychologii o oszacowanie ile osób ich zdaniem dopuściłoby się takiego zachowania, znajdując się pod presją. Średnia odpowiedź studentów wynosiła 1.26%.

Wyniki eksperymentu były szokujące. NIKT nie przerwał eksperymentu aż do wstrząsu o sile 285V. Kilka osób się wykruszyło powyżej 300V. Zaś sż 65% badanych robiło to, co kazał im ekspert z uniwersytetu, aż do końca (wstrząs 450V). Nie zważając na krzyki, uderzanie głową w ścianę, aż wreszcie zwiotczenie i niereagowanie ich ucznia. 65% badanych nie zatrzymało eksperymentu i wykonywało polecenia autorytetu, aż do podawania ostatnich, najsilniejszych elektrowstrząsów o mocy 450V człowiekowi, który po serii rozpaczliwych reakcji przestał reagować.

W eksperymencie Milgrama 65% badanych użyło wstrząsu 450V by wykonać polecenia autorytetu

Badani nie robili tego z zimną krwią, wyrażali oznaki silnego stresu, złość na eksperta oraz duże wątpliwości. Mimo tego, że kontynuowanie kosztowało ich tak wiele wewnętrznej walki i oporu, nie przestawali wykonywać rozkazów.

Zakończenie eksperymentu

W trosce o zdrowie psychiczne badanych, na koniec eksperymentu poinformowano ich o prawdziwym celu eksperymentu, ujawniono, że ich uczeń oraz autorytet byli aktorami i tak naprawdę nie skrzywdzili ani nie zabili go oraz doszło do pojednania „ucznia” z badanym.

Kolejne powtórzenia eksperymentu Milgrama

Wyniki eksperymentu były tak szokujące i nie do przyjęcia, że eksperyment był powtarzany wielokrotnie, w różnych krajach i na różnych grupach badanych. Wyniki za każdym razem były zbliżone do wyników jakie otrzymał Milgram. Sam Milgram przeprowadził później jeszcze 20 odmian tego eksperymentu, by ustalić od czego zależała skłonność do podległości i podprządkowania się krzywdzącym instrukcjom autorytetu. Udało się ustalić szereg ciekawych zależności:

  • Okazało się, że jeśli badany nie widział ucznia, którego karał, odsetek osób, które dopuściły się podania ostatniego elektrowstrząsu o sile 450V wzrósł do 93%
  • Im fizycznie bliżej był uczeń nauczyciela, tym mniej osób, było skłonne krzywdzić tą osobę. Jeśli badany musiał fizycznie własną ręką przyciskać rękę ucznia do elektrody, ilość osób, które doszły do ostatniego elektrowstrząsu spadła do 23%
  • Jeśli w sali było dwóch eksperymentatorów, którzy w pewnym momencie zaczynali się spierać o to, czy kontynuować eksperyment, to „nauczyciel” zwykle spoglądał to na jedną, to na drugą osobę, próbując zrozumieć, kto jest „prawdziwym” autorytetem i kogo należy posłuchać. Jeśli nie dawało się tego rozstrzygnąć, przerywał badanie.
  • Jeśli badany mógł sam decydować jaki szok zaserwować uczniowi, nikt nie przekroczył dawki 45 V, co pokazuje dodatkowo jak bardzo badani działali wbrew własnej woli.
  • Sojusznicy w pomieszczeniu zmniejszali uległość badanych. Jeśli w eksperymencie występowało trzech „eksperymentatorów”, z których pierwszy wycofywał się po pierwszym okrzyku bólu ofiary, a drugi zaraz potem, to jedynie 10% badanych było skłonnych podać najsilniejszy wstrząs.
  • Jeszcze inna wersja eksperymentu polegała na rażeniu prądem (tym razem naprawdę) chomików, z którymi wcześniej bawiły się osoby badane, które były wyłącznie kobietami. Badacze chcieli sprawdzić, czy uczucia opiekuńcze, które powinny wyzwolić się w pierwszej fazie badania, przeszkodzą w aplikowaniu chomikom silnych wstrząsów. Jednak liczba kobiet podporządkowujących się autorytetowi nie uległa zmianie.

Moje przemyślenia na temat eksperymenty Milgrama

Gdy pierwszy raz zapoznałam się z eksperymentem Milgrama, byłam dogłębnie zszokowana jak każdy, kto się styka z tą niewygodną prawdą na temat ludzkiego posłuszeństwa.

Zastanawiałam się, czy ja byłabym w stanie się sprzeciwić okrutnym poleceniom autorytetu przebywając z nim sam na sam na Uniwersytecie? Od kilku lat pracowałam nad schematem Podporządkowanie w Terapii Schematów i sporo już wiedziałam o tym w jaki sposób zostałam wychowana i uwarunkowana do podporządkowywania się i uległości wobec innych (przerywanych okazjonalnymi wybuchami buntu lub ucieczką) oraz jak silny jest to wewnętrzny przymus i trudny do pokonania.

Myślę, że mimo tego co bardzo chciałabym o sobie sądzić, byłoby mi niezwykle trudno przeciwstawić się autorytetowi w starciu 1:1, choć nie wydaje mi się prawdopodobne bym dotarła daleko na skali i była w stanie ignorować reakcje zależnego ode mnie człowieka. To jednak okazałoby się dopiero w trakcie eksperymentu. Znając ten eksperyment i po długich refleksjach na jego temat, być może byłoby mi nieco łatwiej, jednak warto pamiętać, że badani byli w stanie silnego stresu i presji ze strony eksperymentatora, a wtedy tracimy dostęp do „kory nowej” naszych mózgów i racjonalnego myślenia, działamy tak jak zostaliśmy uwarunkowani i nic na to nie możemy poradzić.

Długo się zastanawiałam nad tym eksperymentem i zastanawiałam się, co musiałabym mieć w sobie, by mieć dość siły, by odmówić poleceniom autorytetu nie posiadając żadnych sojuszników za swoimi plecami. W tym eksperymencie mieliśmy do czynienia z sytuacją w której za odmowę NIC nie groziło poza kosztem sprzeciwienia się surowemu i kategorycznemu eksperymentatorowi. Można wręcz powiedzieć, że racjonalnie myśląc przecież uczestnik i tak miał otrzymać wynagrodzenie bez względu na to co zrobi w trakcie badania. Teoretycznie były to bezpieczne i miłe warunki eksperymentu naukowego na poważanym uniwersytecie Yale. A i tak przytłaczająca większość krzywdziła drugą osobą, a nawet była skłonna ją zabić, w imię uległości wobec eksperta. A co w sytuacji wojny lub przemocy, kiedy za odmowę można zostać skrzywdzonym lub zabitym? Jak w takich sytuacjach, niektóre osoby stawiały czoła okrutnym autorytetom?

Moim zdaniem winę ponosi wychowanie do uległości i ignorowanie uczuć dziecka

Myślę, że to, co sprawia, że tak łatwo jest ulec zewnętrznym autorytetom jest wychowanie, które pielęgnuje, rozwija i nagradza uległość i posłuszeństwo. Jednocześnie wychowanie to uczy ignorowania, tłumienia i lekceważenia odczuć płynących „z ciała”, ignorowania i postępowania wbrew temu co chcemy i czego nie chcemy. Od pokoleń jesteśmy uczeni ignorować gdy coś nas boli, gdy się boimy lub złościmy tylko słuchać „starszych” i „mądrzejszych” od siebie. Niejednokrotnie jest to dobre i potrzebne dla naszego bezpieczeństwa i rozwoju, ale bardzo często jest pogwałceniem integralności dziecka w imię „walki o władzę” w rodzinie.

Moim zdaniem to jest powód dla którego wyniki eksperymentu Milgrama są tak przerażające i mimo postępu cywilizacyjnego i naukowego nadal jako ludzkość jesteśmy gotowi zadawać innym ludziom niewiarygodne i niewyobrażalne cierpienie w imię rozkazów „autorytetów”.

Oczywistym skojarzeniem są żołnierze, którzy wykonują rozkazy bombardowania obiektów cywilnych, czy dopuszczających się innych zbrodni.

Myślę jednak, że odbić eksperymentu Milgrama nie musimy szukać tak daleko. Działy się codziennie w zupełnie normalnych, porządnych domach. Jako rodzice jesteśmy skłonni ignorować lub karać dziecko za to co czuje / za to, że jest dzieckiem i na przykład płacze lub złości się, ponieważ eksperci nam powiedzieli, że tak trzeba robić.

Eksperyment Milgrama, a okrutne praktyki wychowawcze sprzed kilku dekad

Metody wypłakiwania niemowląt nadal bywają stosowane i były stosowane powszechnie przez dekady. Była to metoda polecana przez ekspertów wychowania z poprzedniego pokolenia. Polegała na niereagowaniu na błagalny płacz niemowląt o kontakt i bliskość, tak długo aż wykształcą w sobie wyuczoną bezradność i przestaną płakać wiedząc, że i tak nikt do nich nie przyjdzie wtedy kiedy potrzebują, tylko zgodnie z ustalonym harmonogramem (co 3 godziny).

Stan kiedy dziecko jest już złamane i poddaje swoje wysiłki w zapewnieniu sobie tego co potrzebuje (bliskości rodziców) było uważane za pożądany „sukces” tej metody. Eksperci przekonywali rodziców, że niemowlę wcale nie potrzebuje ich bliskości i kontaktu, tylko coś na nich wymusza i tego typu kara jest konieczna, by nauczyło się poprawnie zachowywać. Rodzice masowo działali wbrew współczuciu i instynktowi przytulenia takiego niemowlęcia poddawanego treningowi snu przez wypłakiwanie, ponieważ wierzyli, że to autorytet (lekarz, psycholog, babcia) ma rację, a ich uczucia są błędne i niepoprawne. Rodzice robili i nadal robią to swoim dzieciom, ponieważ wierzą, że jeśli tego nie zrobią ich dziecko wyrośnie na rozkapryszone, niedostosowane społecznie. Wierzą w to wbrew własnemu instynktowi, ponieważ tak im mówiły autorytety (lekarz, rodzice, sąsiedzi, koleżanki itd). Pięknie na ten temat mówi Gabor Mate:

Czyż nie jest to sytuacja do złudzenia przypominająca eksperyment Milgrama, tylko karą jest tutaj pozostawienie i niedostępność rodzicielskiego kontaktu (których brak niemowlę postrzega jako zagrożenie dla swojego życia i dogłębnie raniący i przerażający).

W ten sam sposób można postrzegać stosowanie kar fizycznych przez rodziców, którzy robią to, ponieważ wierzą autorytetom (własnym rodzicom, ekspertom z minionego stulecia), że tak trzeba.

Eksperyment Milgrama możemy odnaleźć we wszelkich okrutnych praktykach, które miały zagwarantować „sukces” i „przydatność” na rynku matrymonialnym dziewcząt i kobiet. Polegały bądź nadal polegają one na okaleczaniu własnych dzieci lub własnego ciała. Ściskanie się gorsetami tak ciasnymi, że aż się mdlało w Europie, owijanie stóp dziewczynkom w Chinach, obrzezanie dziewcząt na Bliskim Wschodzie. Te okrutne praktyki były, a w przypadku bliskiego wschodu nadal są robione własnym dzieciom przez matki i babki, w wierze „ekspertom” i „autorytetom”, że to je uchroni przed pogardą i odrzuceniem i zagwarantuje szczęśliwą przyszłość.

Nie jest to jedynie pieśń przeszłości. I dziś kobiety w cywilizowanym i postępowym kręgu cywilizacji Zachodniej są skłonne głodzić, ciąć i kaleczyć swoje ciało, by sprostać standardom piękna, które lansują autorytety. Są gotowe okaleczyć swoje ciało, przechodzić bolesną rekonwalescencję i ryzykować poważne powikłania, żeby odessać sobie trochę tłuszczu, którego według „autorytetów” nie powinno być na ich ciele, by zwiększyć sobie piersi, które według „autorytetów” są za małe i tak dalej.

Nie dotyczy to tylko kobiet. Na subtelniejszym poziomie i mężczyźni i kobiety są skłonne krzywdzić siebie, nadużywać i popychać do granic wytrzymałości w imię pracoholizmu, uzyskania oznak sukcesu (oczywiście wyznaczonych przez „autorytety” a nie ich własnych”). Sfer w których to robimy sobie i innym można znaleźć zapewne jeszcze więcej.

Eksperyment Milgrama mówi coś ważnego na temat naszych wartości

Eksperyment Milgrama jest tak szokujący i tak niewygodny, ponieważ mówi coś bardzo ważnego na temat podstaw na których zbudowaliśmy nasz świat. Wbrew temu co mówią nam „autorytety” nie jest to świat pełen szczęścia i sukcesu. Coraz więcej ludzi cierpi na depresję i zaburzenia nastroju, rośnie liczba samobójstw, cierpimy na choroby cywilizacyjne i mało kto jest szczęśliwy wiodąc styl życia gwarantujący „sukces i szczęście”.

To czego nam potrzeba, to nie starania się bardziej sprostać wymaganiom autorytetów, i być bardziej „racjonalna” i „odciętą od emocji” jednostką, tylko zwrócić większą uwagę na własne odczucia, na to czego naprawdę chcemy, a czego nie chcemy. Z powrotem uważnić siebie i swoje odczucia, przywrócić im właściwe godne miejsce w naszym wewnętrznym krajobrazie. Będzie to proces odwrotny do procesu unieważniania uczuć, marzeń i pragnień oraz naszego prawdziwego Ja, przez który większość z nas przeszła w dzieciństwie.

Na poziomie przekonań potrzebujemy przywrócić wiarę, że człowiek (a zatem zwłaszcza ludzkie dziecko) z natury jest dobry i kochający, a nie zły. To wychowanie odcinające nas od uczuć i impulsów ciała, karzące nam się podporządkowywać i ulegać rozkazom „silniejszych” i „mądrzejszych”, czyni nas złymi i bezdusznymi.

Instynktem badanych, było żeby nie krzywdzić. Umysł kazał się podporządkować

Naturą ludzką, jak każdego stadnego ssaka, jest troszczyć się o siebie nawzajem i chronić się wzajemnie. Dlatego w eksperymentach Milgrama, badani nie poddawani żadnej presji autorytetu, nie przekroczyli nigdy natężenia elektrowstrząsu o sile 45V (poddani presji, wszyscy przekroczyli 285V, a większość dotarła do 450V). Dlatego w eksperymentach Milgrama im bliższy był fizyczny kontakt między nauczycielem, a uczniem, tym trudniej było działać wbrew instynktom i impulsom ciała, by nie krzywdzić. To umysł, który myślał, że MUSI się podporządkować krzywdził, a nie ciało. Ciało przeżywało katusze zadając ból drugiej osobie i będąc pod taką presją. Im dalszy był kontakt, tym łatwiej było zignorować własne odczucia i działać zgodnie z rozkazami, kierując się chłodnym umysłem, że „przecież trzeba”.

Dlatego mamy wszelkie prawo zwrócić większą uwagę na to własne ciało i jego uczucia. Na to czego domaga się od nas ciało. Na własne cele i wyznaczniki sukcesu, a nie te narzucone przez zewnętrzne autorytety. Pytać siebie, czy to sprawia nam przyjemność? Czy tego chcemy? Na to co sprawia nam radość oraz na to czego się boimy i co nas złości. To też są bardzo ważne informacje i wskazówki płynące z naszego ciała. Być może nie jest to wcale dla nas dobre i ciało nas o tym w ten sposób informuje.

Eksperyment powtórzono po 40 latach

Interesujące jest, że eksperyment Milgrama powtórzono po 40 latach i wyniki nie zmieniły się. Stoi to w sprzeczności wobec obiegowego przekonania, że panuje obecnie kryzys autorytetów i ludzie są mniej skłonni podążać za autorytetami. Myślę, że nie jest tu problemem konkretnie kwestia poważania lub nie autorytetów, tylko kwestia posiadania wystarczającego poczucia godności i wolności osobistej, by postąpić zgodnie z własnym sumieniem i odczuciami.

Czego potrzeba, by przyjąć godną, ludzką postawę i odmówić?

Co trzeba mieć w sobie, żeby przyjąć godną ludzką postawę w tym eksperymencie i powiedzieć „jeżeli ten eksperyment polega na rażeniu człowieka prądem za popełnienie błędu, to ja nie będę w tym uczestniczyć i powiadomię policję, bo to nie jest OK co tutaj robicie”. Myślę, że wbrew pozorom, by przyjąć taką postawę trzeba mieć w sobie sporo przymiotów, którymi mało kto w dzisiejszych czasach może się cieszyć:
– przekonanie, że to co czuję (niezgodę, złość, zdziwienie, lęk) to bardzo istotne wskazówki, równie ważne co wskazówki płynące z rozumu
– poczucie, że to co czuję (niezgodę) jest równie wartościowe i pełnoprawne co przekonania i dążenia eksperta z Yale
– przekonanie, że mam prawo działać na podstawie własnych odczuć i osądów
– przekonanie, że jestem wolnym człowiekiem i nikt nie ma prawa mi nakazywać działać wbrew sobie
– przekonanie, że zawsze mam prawo powiedzieć NIE (zwłaszcza autorytetowi)
– przekonanie, że mam prawo się wycofać w każdej chwili (jeśli powiem A, nie muszę mówić B)

Tymczasem większość z nas jest warunkowana w trakcie wychowywania i dzieciństwa do uległości, podporządkowywanie się autorytetom, ignorowania własnych uczuć. Być może część z nas jest wręcz wyszydzana za posiadanie uczuć, które nas chronią i nawigują po świecie („no coś Ty boisz się? Beksa lala! Co się tak złościsz! Złość piękności szkodzi„). Większość z nas boryka się z niskim poczuciem własnej wartości i poczuciem niższości wobec innych ludzi. Większość z nas nie ma poczucia, że ma niezbywalną ludzką godność i przez nią jest równy wszystkim ludziom na ziemi, bez względu na posiadany tytuł, władzę czy majątek. Większość ludzi nie ma poczucia, że ma wolność postępowania zgodnie z własnym osądem i wartościami, większość nawet nie zdaje sobie sprawy jakie są ich wiodące wartości. Większość ludzi jest uwarunkowana do „konsekwencji” ponad wszystko i gdy wdepnie w g**wno, czuje się zobowiązana w nie brnąć zamiast odwrócić się na pięcie i udać się wyczyścić sobie podeszwy.

Myślę, że to wszystko sprawia, że wyniki eksperymentu Milgrama są tak konsekwentnie stałe. Spędzamy dużo czasu mówiąc dzieciom, że nie wolno krzywdzić innych dzieci, jednak bardzo mało czasu poświęcamy na budowanie w nich poczucia własnej godności i kręgosłupa moralnego oraz wspieranie ich w rozpoznawaniu i szanowaniu własnych uczuć jako drogocennych informacji czy coś dla nich jest dobre czy złe. Dzieci odarte z godności wyrastają na dorosłych odartych z godności, ignorujących własne odczucia i żyjących w utajonym lub jawnym poczuciu niższości wobec innych. A bez tych przymiotów ciężko powiedzieć nie, znajdując się pod presją autorytetu.

Zobacz też:
Zrzucanie napięcia, otrząsanie się z emocji – co to jest TRE ®?
Dlaczego mózg się „wyłącza” od silnego stresu?
Wpływ stresu matki na dziecko
Jak osłabić schemat Nadmiernych Wymagań
Jak osłabić schemat Podatność na zranienie i zachorowanie

Żródło:
Roger R. Hock, 40 prac badawczych, które zmieniły oblicze psychologii, Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne 2003
Zdjęcie autorstwa MChe LeeUnsplash