Odporność psychiczna dziecka to nie cecha wrodzona, ale zdolność, która rozwija się w relacji z dorosłymi. Nie oznacza braku trudności, ale umiejętność radzenia sobie z nimi. To wewnętrzne przekonanie: „nawet jeśli będzie trudno dam sobie radę, nie jestem sam, coś mogę zrobić.” Tę odporność budujemy codziennie przez to, jak rozmawiamy z dzieckiem, jak reagujemy na jego emocje, jak modelujemy własne zachowanie. Jeśli dorosły uczy się sam siebie regulować, okazuje empatię i daje dziecku przestrzeń na przeżywanie, to dziecko zyskuje wewnętrzną siłę i narzędzia do radzenia sobie z emocjami. Paradoksalnie nie ochronimy dziecka przed światem, ale możemy nauczyć je, jak bezpiecznie przez ten świat przechodzić. Zamiast więc skupiać się na unikaniu trudnych sytuacji, warto postawić na wzmacnianie wewnętrznych zasobów dziecka.
Regulacja emocji zaczyna się od przyjęcia emocji jako naturalnej części życia. Złość, smutek, rozczarowanie, zazdrość, frustracja to nie są „złe emocje”. To informacje o tym, co dzieje się w naszym wnętrzu. Dziecko nie nauczy się ich rozumieć, jeśli będzie słyszeć tylko „uspokój się”, „nie przesadzaj” albo „nic się nie stało”. Potrzebuje dorosłego, który powie: „widzę, że jesteś zdenerwowany, to ma sens, bo to trudna sytuacja” albo „jesteś zawiedziony, że nie możesz teraz grać, to normalne uczucie”. Nazwanie emocji, zaakceptowanie jej i dopiero potem szukanie sposobów regulacji. Warto uczyć dziecko, że emocje to fala – przychodzi, narasta i mija. Pomocne mogą być proste techniki: oddechowe zabawy, „termometr złości”, rysowanie emocji, robienie „emocjonalnego słoika”, a także uczenie dziecka, że można robić „pauzę” zanim zareagujemy. Ale najważniejsze jest to, by dorosły sam pokazywał, jak reguluje emocje. Bo dzieci nie słuchają tego, co mówimy, one obserwują, jak żyjemy.
Odporność psychiczna to także zdolność do radzenia sobie z błędem, porażką, rozczarowaniem. W świecie, który często stawia na perfekcję, dziecko może mieć wrażenie, że nie ma prawa się pomylić. Tymczasem odporność rośnie wtedy, gdy dziecko uczy się: „mogę coś zepsuć i to nic nie znaczy o mojej wartości”. Potrzebuje wtedy dorosłego, który nie zawstydza, ale towarzyszy. Zamiast oceniać, pyta: „czego się nauczyłeś?”, „co chciałbyś spróbować następnym razem?” Dziecko, które widzi, że błąd nie kończy relacji, ale jest naturalną częścią procesu, uczy się odwagi i elastyczności. A to fundament odporności – nie twardość, ale zdolność do powrotu. Warto też dawać dzieciom możliwość podejmowania decyzji, doświadczania konsekwencji, szukania rozwiązań. Dziecko, które czuje, że jego głos się liczy, rozwija poczucie sprawstwa. I to ono, a nie kontrola dorosłych, staje się jego wewnętrznym kompasem w stresujących sytuacjach.
Nie zbudujemy odporności psychicznej u dziecka, jeśli nie będzie się ono czuło bezpieczne w relacji z dorosłym. Bezpieczeństwo emocjonalne to podstawa, bo tylko wtedy mózg dziecka przestaje działać w trybie „walcz lub uciekaj” i może się uczyć. To oznacza, że dorosły powinien być emocjonalnie dostępny, przewidywalny, łagodny, ale też stawiający granice. Dzieci potrzebują granic, ale nie jako kary, ale jako ram, które dają im poczucie struktury i stabilności. Potrzebują też obecności – nie perfekcyjnej, ale autentycznej. Kilka minut dziennie na „bycie razem naprawdę”, bez telefonu, bez pośpiechu, to może mieć większe znaczenie niż cały dzień obok, ale bez kontaktu. Dziecko, które czuje się widziane, słyszane i kochane niezależnie od tego, co czuje i jak się zachowuje, buduje w sobie przekonanie: „mam wartość. Poradzę sobie. Nie jestem sam.” A to najtrwalsza forma odporności psychicznej, jaką możemy mu dać.
Odporność psychiczna nie oznacza, że dziecko nie będzie przeżywać trudnych emocji, tylko że będzie wiedziało, jak sobie z nimi poradzić. Dlatego warto też uczyć dzieci, że mogą prosić o pomoc i że proszenie nie jest oznaką słabości. Można to robić na przykład pytając: „Kto może ci pomóc, gdy jest ci trudno?” albo „Co chciałbyś usłyszeć, gdy jesteś smutny?”. Warto stworzyć z dzieckiem listę rzeczy, które pomagają mu poczuć się lepiej – może to być przytulenie, rozmowa, rysowanie, taniec, słuchanie muzyki. Dobrze, jeśli ta lista będzie widoczna, np. przyklejona na ścianie w pokoju. Dziecko, które uczy się korzystać z własnych zasobów i wsparcia otoczenia, buduje w sobie przekonanie, że nawet trudne chwile można przetrwać. W codziennym życiu chodzi o małe rzeczy: wspólne śniadania, rozmowy przed snem, śmiech przy głupich żartach. To właśnie te chwile składają się na poczucie bezpieczeństwa, które chroni przed skutkami stresu. I to ono – nie kontrola, nie presja, nie wymagania staje się tarczą, która naprawdę wzmacnia dziecko od środka.

