Strona główna » Spis treści » Komunikacja bez oceniania dzieci, czy jest możliwa?

Komunikacja bez oceniania dzieci, czy jest możliwa?

Większość z nas dorastała w świecie i otoczeniu językowym, który stosuje oceny do opisywania rzeczywistości, ludzi, zjawisk i rzeczy. To są nasze okulary, z których istnienia nie zdajemy sobie sprawy. Nie wiemy, że można komunikować się równie skutecznie bez posiłkowania się ocenami, bo całe życie słuchaliśmy komunikatów zawierających oceny. Zapraszam was na moją osobistą podróż po odkrywaniu języka nieoceniającego.

Książki, które otworzyły mi oczy na to, że nie trzeba oceniać dziecka komunikując się z nim, a być może nawet nie powinno się tego robić, to:
Jak mówić żeby dzieci nas słuchały, jak słuchać żeby dzieci do nas mówiły„, Adele Farber i Elaine Mazlish
„Jak mówić, żeby maluchy nas słuchały”, Julie King , Joanna Faber
Self-reg. Jak pomóc dziecku (i sobie) nie dać się stresowi i żyć pełnią możliwości„, Stuart Shanker , Barker Teresa

Wszystkie te książki polecam, wywarły duży wpływ na moje postrzeganie dzieci, rodzicielstwa i roli języka i komunikacji w budowaniu relacji z bliskimi osobami.

Czy możliwe jest komunikowanie się bez oceniania?

Oceny towarzyszą nam w każdej godzinie, a być może nawet w każdej wypowiedzi. Piękna pogoda. Okropny deszcz. Pyszne ciasto. Złośliwy kierowca. Nie zawsze są czymś złym. W odniesieniu do rzeczy wyrażają naszą własną opinię i osobisty odbiór tej rzeczy. Pomagają nam się komunikować. Zwykle mimo tego są uproszczeniem, jednak nikomu to nie czyni krzywdy. W odniesieniu do ludzi jednak zazwyczaj czynią więcej złego niż dobrego i to bez względu na to, czy są to oceny pozytywne, czy negatywne. Dlaczego?

Co jest złego w ocenianiu dzieci?

Ocenianie i stosowanie etykiet, jest najbardziej krzywdzące gdy posługujemy się negatywnymi etykietami i ocenami. Gdy redukujemy całokształt danej osoby do określeń „głupek”, „nieudacznik”, „leń”, „złośnica”, „niejadek”, „płaczek” z powodu małego wycinka jego zachowań i postaw. Stosowanie takich ocen jest krzywdzące i budzi bunt nie tylko w ten sposób zredukowanego dziecka, ale również dla dorosłego.

W przypadku dziecka jest jednak szczególnie destrukcyjne, ponieważ dziecko traktuje słowa znaczących dla niego bliskich osób jako prawdę objawioną. Nie posiada jeszcze umiejętności zaawansowanej analizy i oceny samego siebie. Nawet dorosły człowiek ma duży problem, by odeprzeć i zracjonalizować ocenę nadaną mu przez inną osobę dorosłą, zwłaszcza jeśli jest nią małżonek, szef, współpracownik, lekarz, ksiądz czy rodzic i zwłaszcza jeśli taka ocena powtarza się regularnie.

Małe dziecko traktuje słowa dorosłego jako fakt

Mniejsze dziecko nie potrafi wyjść myślą z siebie, spojrzeć na siebie z boku i dokonać własnej oceny, porównać siebie w różnych kontekstach życiowych, zaprzeczyć autorytetowi rodzica i stwierdzić „niiie, tata przesadza. Nie jestem leniem. Tata tak powiedział, bo się zezłościł i chce mnie zmotywować do nauki, tak naprawdę na pewno tak o mnie nie uważa”. Nie. To się nie wydarzy. Dziecko wręcz nie może podważać prawdziwości słów rodziców, bo byłoby to dla niego ewolucyjnie niebezpieczne. Tata mówi, że nie można wbiegać pod samochód? Nie tam, na pewno nie ma racji. Dziecko tak nie robi. Dziecko zakłada, że dorosłe osoby mówią obiektywną prawdę na temat funkcjonowania świata i samego dziecka. Na tym bazuje cały swój światopogląd i przekonania na temat siebie i świata.

Dziecko nie podważy oceny dokonanej przez rodzica, jak niesprawiedliwa, by nie była. Dziecko uzna, że ocena jest prawdą. Może odczuwać w związku z tą oceną uczucie smutku i wstydu z powodu zawodu oczekiwań rodzica i niezasługiwania na jego akceptację. Może przyjąć po prostu do wiadomości, że jest leniem. Tworzy się przekonanie „jestem leniwy”, a za nim idą dalsze działania. Może się pojawić postawa: tego nie zrobię, bo jestem leniwy. Nie ma sensu tego próbować, bo jestem na to zbyt leniwy.

Może przyjąć też odwrotną strategię, kompulsywnego udowadniania, że wcale nie jest się leniwym. Jednak wysiłek w to włożony nigdy nie przyniesie ukojenia, nigdy nie zwróci utraconej bezwarunkowej akceptacji rodzica, będzie źródłem cierpienia i wątpienia w siebie. Nie ma górnej granicy wybielenia się z tego typu oceny. Kiedy już przestaję być „leniwy”? Zawsze człowiek doświadczy słabości, choroby, nudy, frustracji, zmęczenia. Gdy w jego głowie funkcjonuje już całościowa etykieta „leń” nie będzie w stanie adekwatnie ocenić swoich potrzeb w konfrontacji z napotykanymi trudnościami. Jedyne co będzie chciał, to „starać się bardziej”, by nigdy więcej nie wyjść na lenia, głupka, egoistę itd.

Czy dokonywanie oceny, pomaga rozwiązać czyjś problem?

Gdy pojawia się w nas impuls, by dokonać oceny, możemy się zastanowić nad takimi pytaniami. Czy nazwanie kogoś np. leniem, pomaga mu poradzić sobie z jego problemem? Czy nazywanie dorosłego, który właśnie uczy się nowej umiejętności i doświadcza trudności albo ma akurat trudną sytuację życiową, co odbija się na jego zdolności koncentracji, „leniem” i kazanie mu „postarać się bardziej” pomaga mu? Rozwiązuje jego problem? Sprawia, że stara się bardziej? Czy skutecznie? Co chcemy osiągnąć nazywając w ten sposób dziecko? Czy chcemy je zmotywować? Zapytajmy w takim razie z czym ma trudność i okażmy wsparcie, zamiast służyć osądem. Staranie się bardziej rzadko wystarczy. A może chcemy je tak ukarać? Jakiego efektu się spodziewamy po takim ukaraniu? Czy takie postepowanie ma sens?

Oceny pozytywne – czy nagradzają i motywują dziecko?

Wiele z nas, rodziców, spotykało się z krzywdzącymi ocenami naszej osoby w dzieciństwie. W odpowiedzi na to, nie chcemy obarczyć własnych dzieci taką samą krzywdą. Wchodzimy w drugą skrajność i nadmiernie korzystamy z ocen pozytywnych. Wychwalamy dzieci pod niebiosa. Jesteś taki mądry. Jesteś piękną dziewczynką. Jesteś odważny. Masz talent! Łudzimy się, że takie wychwalanie dziecka zbuduje w nim mocne poczucie własnej wartości. Sama bardzo mocno poszłam w tą skrajność, by zaprzeczyć pełnemu negatywnych ocen stylowi wychowawczemu jakiego sama doświadczyłam jako dziecko.

Fajny materiał na ten temat nagrała Mariola Kurczyńska na swoim kanale na Youtube:

Pochwały i oceny pozytywne, a zderzenie z rzeczywistością

Tematy do refleksji w tym temacie to: czy regularne oceny pozytywne zwiększają pewność siebie naszych dzieci? Czy tylko uczą je szukać potwierdzenia swojej wartości w ocenach otoczenia? Czy regularne mówienie dziecku, że JEST piękne lub mądre, zostawia pole do porażek lub brzydkiego wyglądu? Co jeśli syn dostanie jedynkę na kartkówce? Czy przestał być już mądry? Dostawał dobre oceny, tata mówił mu, że jest mądry. Dostał złą ocenę, to chyba już nie jest mądry. Bo przecież mądry chłopiec, nie dostałby złej oceny. Samoocena dziecka zbudowana na tej zewnętrznej ocenie sypie się jak domek z kart w zderzeniu z rzeczywistością.

A gdyby tak nie oceniać całokształtu dziecka?

A jakby to wyglądało, gdyby użyć języka, nie oceniającego? Autorki książek z serii „Jak mówić…” proponują ograniczenie się do oceniania i doceniania wysiłków dziecka, a nie jego samego. Zamiast mówić „jesteś taki mądry”, proponują, by powiedzieć „dużo pracy włożyłeś w przygotowanie się do tego sprawdzianu”, „wykazałeś się inteligencją przy tym zadaniu”, „dużo wiesz na temat zwierząt”, „przeczytałeś bardzo dokładnie tą książkę, prawda?”, „bardzo starannie wykonałeś te zadania”, „ta tematyka bardzo Cię interesuje prawda?”.

Mała różnica? Po co się tak gimnastykować? Według autorek serii książek „Jak mówić…” niesie ze sobą wielką zmianę. Nie zamyka dziecka w etykiecie, która je usztywnia i której może bać się utracić (przez co może przestać się starać i próbować). Przedstawia bardziej realistyczne podejście do porażek i sukcesów, blasków i cieni życia.

Odniesiona porażka, a sposób myślenia

Dorastając w nieoceniającym go środowisku językowym, dziecko nie uczy się myślenia w kategoriach czarno-białych, tylko w kategoriach przyczyn i skutków. Dostałem jedynkę? Może za mało się uczyłem, za mało starannie do tego podszedłem, nie przeczytałem materiałów, następnym razem mogę to zmienić. Jeśli dziecko jest nauczone myślenia w kategoriach ocen, pomyśli po prostu jestem głupi. Co z tego wynika? Czy to zachęca do poprawy w przyszłości? Czy pokazuje co poszło nie tak i co zrobić, by to zmienić? Nie. Taka ocena odnosi się do całokształtu dziecka, wydaje się płynąć z jego cech wewnętrznych, które dziecko postrzega jako stałe. Blokuje go przed dalszymi próbami. Bo jak głupek, ma się nauczyć?

Odniesiony sukces, a sposób myślenia

I odwrotnie, w przypadku sukcesu, myślenie nie oparte na ocenach osoby, skutkuje dojrzalszą postawą. Dostałem piątkę? Zapracowałem na to, przyłożyłem się, dołożyłem staranności, przeczytałem materiały, byłem uważny. To powód do dumy i narzędzie do powtórzenia tego sukcesu. Jednocześnie furtka do poniesienia porażek jest otwarta. Mogę dostać złą ocenę gdy zachoruję i się nie nauczę, albo coś innego mnie pochłonie. Ale to nic o mnie nie będzie świadczyć, będę mógł to zmienić. A gdy dziecko jest nauczone zredukować to wszystko po prostu do jednej oceny samego siebie: jestem mądry? No super, tylko z czego to wynika? Przydarzyło mi się? Tak po prostu się stało, jestem mądry i tyle. Ale jak jestem mądry, to muszę zawsze taki być, nie może podwinąć mi się noga, bo już przestanę być mądry. To duże brzemię oczekiwań do dźwigania. I porażka bardzo boleśnie zaboli i strąci z tego piedestału „mądrości”.

Ocena osoby zawsze jest pewnym uproszczeniem, które usztywnia myślenie o sobie i o świecie. Regularne uproszczanie wielowymiarowości każdej istoty ludzkiej – dziecka czy dorosłego – do jednej oceny mającej na celu opisać jej całokształt, skutkuje nierozwiązywalnymi konfliktami wewnętrznymi, wahaniami i obniżeniem poczucia własnej wartości. Taka ocena nigdy nie ujmuje całości doświadczenia człowieka, wymazuje część jego osoby kosztem innych, bardziej widocznych cech. Przez to część jego doświadczenia będzie „niewygodna”, nie będzie pasowała, nie będzie wiadomo co z nią zrobić. Niby zawsze wszyscy mi mówili, że jestem mądra, a jednak nie poradziłam sobie z tym i z tym i z tym… Odniesienie sukcesu wymaga ode mnie tyle wysiłku… To czy ja naprawdę jestem mądra? Czy jestem coś warta? Albo zawsze rodzice mówili mi, że jestem piękna, ale jest tyle pięknych kobiet na Instagramie i Zosia jest taka piękna i chłopcy za nią się uganiają, czy ja na pewno jestem piękna? A co jeśli nie? Poczucie własnej wartości płynie z przekonania, że jestem OK taka jaka jestem i zasługuję na szacunek i akceptację. Zarówno z tym co dobre – zdolnością do wysiłku, empatii, łagodności, odwagi jak i z tym co negatywne – z egoizmem, smutkiem, lękiem, złością czy frustracją. Każdy z nas nosi w sobie oba te bieguny, redukowanie kogokolwiek do jednego wymiaru nie pomaga mu być w pełni sobą i realizować swój potencjał.

Poczucie własnej wartości, a oceny pozytywne

Co jest dla nas źródłem poczucia własnej wartości? Czy bycie pozytywnie ocenionym przez innych i przez samych siebie? A co gdy spotkamy się z negatywną oceną lub napotkamy trudności i porażki w naszym życiu? Skąd wtedy mamy czerpać poczucie własnej wartości i siłę? Czy możliwe, że bardziej trwałym i odpornym źródłem poczucia własnej wartości jest świadomość, że jesteśmy OK i zasługujemy na miłość i akceptację zawsze. Nie tylko gdy jesteśmy mądrzy, piękni, odważni, opiekuńczy itd. Nie tylko gdy przejawiamy skrajnie pozytywne cechy.

Moje praktykowanie języka nieoceniającego

Jak wspominałam sama wyrastałam w języku do bólu oceniającym i takim sposobem myślenia i mówienia się posługiwałam. Z początku nadmiernie wychwalałam i zachwycałam się dziećmi redukując ich dokonania lub wysiłki do jednego słowa „mądra!”, „piękna!”. Wyjście z tych torów wymagało ode mnie dużo wysiłku i rozważań, by odnaleźć w sobie umiejętność komunikowania się bez oceniania dziecka.

Moje przykłady komunikatów nieoceniających

Przykładowe sytuacje, kiedy miałam ochotę dokonać oceny i wybrałam inny rodzaj komunikacji:

Zamiast powiedzieć „jaka jesteś mądra…”

Rozwiązuję z dziećmi zadania dla dzieci. Córka mnie zaskakuje tym jak dobrze i bez problemu rozwiązała jedno zadanie. Mam ochotę powiedzieć „jaka Ty jesteś mądra!” zamiast tego wybieram inne komunikaty: „wow! ale sprawnie to zrobiłaś. Dużo już wiesz o drzewach i naturze! Nieźle, zaskoczyłaś mnie, że tak to już umiesz zrobić”.

Zamiast powiedzieć „ale masz talent…”

Córka mnie zaskakuje tym jaki rysunek narysowała. Dopiero co rysowała nierozróżnialne bazgroły, a tu nagle widzę kształty postaci, oczka i buzię w odpowiednim miejscu itd. Jestem szczerze zachwycona. Mam ochotę powiedzieć „ale masz talent! piękny rysunek!”. Wybieram bardziej wyczerpujące reakcje: „wow! ale starannie to zrobiłaś! I co to za postaci? (córka opisuje) bardzo się przyłożyłaś, by tak to narysować. Jestem zaskoczona, że tak wyraźnie widać buzie i główki tych postaci. Rewelacja”.

Zamiast powiedzieć „ale jesteś mądry…”

Syn mnie zaskakuje tym jak dobrze i wyraźnie mówi. Mam ochotę mu powiedzieć „ale Ty jesteś mądry, najmądrzejszy chłopczyk w mieście”. Staram się użyć nieoceniania i nieporównywania „ale wyraźnie to powiedziałeś! Brawo, świetnie się nauczyłeś już mówić. Świetnie Ci to idzie”.

Czułe słówka, a ocenianie dziecka

Od jakiegoś czasu staram się też unikać oceniającego języka podczas czułych słówek. Odnajduję wiele sposobów wyrażania czułości, zaangażowania i miłości wobec dzieci bez odwoływania się do przerysowanych i upraszczających ocen typu „piękny, mądry”. Uniwersalnym słowem wyrażającym bezwarunkową miłość jest „kochany”. Bardzo często go używam „co to za kochane stópki” zamiast używać określeń typu „piękne”, które są oceną zewnętrzną i nie wyrażają moim zdaniem bezwarunkowej miłości (nieświadomy przekaz może brzmieć „póki jesteś piękna, to Cię kocham”).

Często mówię dzieciom po prostu „bardzo Cię kocham. Jesteś dla mnie ważna/y” tuląc je i całując. Nie wydaje mi się, żeby stosowanie dodatkowych ocen typu „mądry, piękny” było konieczne. Odnoszę się do całokształtu dziecka, bez wybierania sobie wycinka ich istoty do gloryfikacji. Zależy mi, żeby wiedziały, że kocham je zawsze i że wszystko jest z nimi OK takimi jacy są. Wierzę, że język nieoceniający, to skuteczne narzędzie do osiągnięcia tego celu.

Nie oznacza to, że słowa mądry czy piękny stały się dla mnie zakazane, ale staram się je stosować z rozwagą i znajdywać bardziej opisowe metody wyrażenia swoich myśli.

Podsumowanie

Taki styl komunikacji bardzo mi odpowiada, mimo, że wymaga ode mnie codziennej rozwagi i powstrzymania reakcji automatycznych. W mojej ocenie takie komunikaty wzmacniają dziecko, dają mu narzędzia do samodzielnej oceny siebie, zmniejszając zależność poczucia własnej wartości od opinii innych osób. Chwalą i wzmacniają dziecko za rzeczy zależne od niego – włożony wysiłek, staranność, przyswojenie sobie jakichś informacji, a nie za arbitralne, niemierzalne cechy jak mądrość, piękno, talent, które są po prostu oceną i opinią osoby z zewnątrz. Według mnie ma to korzystny wpływ na dziecko, ponieważ może samo dokonywać oceny swoich wysiłków korzystając z takich kryteriów i modyfikować swoje zachowanie. Sama również dużo lepiej się czuję, gdy ważne dla mnie osoby dają mi taką szczegółową informację zwrotną zamiast zbywać mnie krótkim „pięknie. fajnie” itd.

Dziękuję za Twoją uwagę. Jeśli chcesz być ze mną w bliższym kontakcie, zapraszam Cię na mój Instagram @higienamyslenia, na Facebook @higienamyslenia, na YouTube @higienamyslenia i podcast higiena myślenia, który znajdziesz na Spotify i Google Podcasts.

Inne artykuły, które mogą Ci się spodobać:

Pętla dopaminowa, czyli jak uzależniają treści cyfrowe

Cyfrowy detoks, jak odpocząć od social media?

Jeden prosty trik na podtrzymanie „chemii” w związku miłosnym

Jak poprawić zadowolenie ze związku przez weekend?

Jak pokonać „słomiany zapał”?

Najbardziej inkluzywne słowa jakie znam

Dlaczego sięgamy po alkohol pomimo przykrych konsekwencji?

Dalsza lektura:
Jak mówić żeby dzieci nas słuchały, jak słuchać żeby dzieci do nas mówiły„, Adele Farber i Elaine Mazlish
Jak mówić, żeby maluchy nas słuchały”, Julie King , Joanna Faber
Self-reg. Jak pomóc dziecku (i sobie) nie dać się stresowi i żyć pełnią możliwości„, Stuart Shanker , Barker Teresa
Autorem zdjęcia jest Artur AldyrkhanovUnsplash